Dziś napisałam post z indywidualnej potrzeby serca. Wierzę, że na świecie znajdzie się ktoś kto pokocha tę cudowną dziewczynę tak samo jak ja i zaopiekuje się nią tak jak na to zasługuje.
Nulka…Jeden z najcudowniejszych kotów jakie spotkałam na swojej drodze. I nie przesadzam! Pamiętam jak dziś, dzień w którym dostałam telefon od Pani Beaty o kotce, która weszła jej do garażu i nie chce wyjść. Było zimno – styczeń, temperatury na pewno na minusie. Śnieg.. albo coś co śnieg przypomina, bo w naszym zmieniającym się klimacie, ‚zimowe’ temperatury, nie są już tak zimowe jak kiedyś. Pani Beata przywiozła nam Nulkę – małą, szarą, wygłodniałą i szukającą opieki. Oto zdjęcie z jej pierwszych dni pobytu w klinice:
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moja przygoda z tym szarakiem będzie tak długa i wyboista. Nie wiedziałam jak dużo będę musiała do niej jeździć, jak dużo z jej powodu wyleje łez do poduszki, ile razy w nocy będę musiała jechać na wizyty nocne do weterynarza i jak dużo dzięki niej nauczę się o wszystkich, możliwych chorobach świata, czytające i analizując jej przeróżne objawy, które jak się okazało, pasują do większości chorób świata, a tak na prawdę nie są ani jedną z nich.
Nulka po dość długim czasie przebywania pod opieką Fundacji Zwierzęce Marzenia i weterynarza współpracującego, do którego trafiła na samym początku, pojechała do domu tymczasowego. Niestety czas jaki nasiedziała się w klinice, bez człowieka który mógłby ją przytulić i pogłaskać był dość długi, bo jak powszechnie wiadomo, domy tymczasowe są ‚towarem deficytowym’ na rynku pomocy zwierzętom. Po czasie jaki spędziła w dość ciasnej klatce, znalazł się ktoś, chcący dać dach nad głową, tej cudownej istocie. Niestety w nowym miejscu, jedyne co odpoczęło to tylko psychika Nulki. Jej stan fizyczny zaczął się pogarszać. Ten mały kot, mający już około 2 lata, najpierw dostał plam i wyprysków na skórze. Mieliśmy kilka tropów co do przyczyn ich powstania, lecz żadne leczenie nie pomogło. Miała robione zeskrobiny, posiew… stety – niestety nie dały one żadnej poszlaki. Moje wizyty u Nulaska, zaczęły być coraz częstsze, ponieważ jej tymczasowa opiekunka musiała dużo wyjeżdżać. Nulasek siedzący sama w domu, mający coraz większe rany na ciele – a to nowe, a to stare odrastające – przyprawiał mnie o niezłe koszmary senne i bardzo szybko zwiększający się licznik przejechanych kilometrów w aucie. Była coraz bardziej słaba, przy okazji zrobiła sobie coś ze stawem biodrowym i kulała nam o tak:
Po zbyt dużej dawce leków, suplementów mających wspierać odrost jej sierści i regeneracje stawu, Nulka znów trafiła do kliniki, gdzie miała być pod obserwacją. Było to dobre posunięcie pod względem fizycznym Nulki, ale nie jest to nigdy dobre rozwiązanie dla kruchej psychiki zwierzaka, który zdążył przyzwyczaić się już do nowej ‚poduszkowej’ sytuacji. Niestety nie mieliśmy wyjścia. Po tak długim czasie okazało się, że nasza Nulka, kot mruczący na spojrzenie, kot który uwielbia gości w domu i lubi bawić się z dziećmi, ma ….cukrzycę. Bardzo szybko została ‚wciśnięta’ do domu mojej koleżanki, mieszkającej dwa piętra pode mną, tak żebym mogła ją mieć cały czas na oku. Oczywiście koleżanka również zakochała się w niej od razu, więc ‚wepchnięcie’ jej nie było aż takie trudne:)
Nulka w czasie naszej znajomości przeszła już ciężką sterylizację – miała całą macicę w cystach – dwukrotnie przeszła zapalenie dróg moczowych, miała na swoim ciele miliony strupów i plam, szczególnie dookoła szyi, wyrwany staw biodrowy i tonę badań przy których Nulka stresuje się tak, że aż mi wychodzą wypieki nieschodzące przez kilka godzin z twarzy.
Nulka jakiś tydzień temu wyglądała jak sama skóra i kości, bez siły do życia. Na szczęście weterynarze nie dawali za wygraną i dobrali Nulce odpowiedni poziom insuliny. Nulka nam odżyła! Znów jest żywym, cudownym kotem, ubóstwiającym wręcz szare myszki i lubiącym spać na swoim ukochanym kawałku dywanu. Cały czas niestety walczy jak może z chorobą, a my pomagamy jej jak tylko się da. Niestety Nulka musi dostawać codziennie zastrzyki z insuliny, co przy moim trybie życia jest totalnie niewykonalne, inaczej zatrzymałabym ją na zawsze u siebie.
Nulka potrzebuje opiekuna, który będzie ją kochał, co naprawdę przy jej charakterze nie jest trudne. Będzie w stanie dawać jej insulinę dwa razy dziennie, mniej więcej o tych samych godzinach, będzie karmił ją specjalną karmą dla diabetyków i co jakiś czas wykona kontrolne badania, tak aby prawidłowo dobierać dawkę insuliny.
Pierwszy profil takiej osoby, jaki nasuwa mi się na myśl to ktoś kto miał już kota cukrzyka i wie jak się z takim obchodzić. Nulka bardzo lubi towarzystwo, dlatego mogłaby być doskonałym kompanem dla kota przechodzącego już taką chorobę.
Drugi profil osoby to taka, która sama zmaga się z cukrzycą i jest w stanie zaopiekować się istotą przechodzącą to samo.
To czego obecnie potrzebujemy, aby polepszyć jej żywot i defacto pozwolić jej żyć, to Pen do podawania insuliny z zapasem igieł i wkładów z insuliną, zapas specjalistycznej karmy dla diabetyków oraz glukometr dzięki któremu będziemy mogli na bieżąco sprawdzać stan glukozy we krwi i prawidłowo dobierać dawkę leków. Oto linki pod którymi można kupić niezbędne dla niej rzeczy:
Zapas insuliny caninsulin dostępna do kupienia u weterynarza
Najbardziej niezbędna jest jej opieka, która potrzebna jest w jej wypadku na teraz, zaraz! Dlatego szukamy dla niej odpowiedzialnego i kochającego opiekuna, który nigdy jej nie zawiedzie i pokocha ją z całego serca, tak samo jak pokochałam ją ja i każdy kto się z nią spotyka.
3 komentarze
Biedna kotka. Mam nadzieję, że wszystko się jakos poukłada. Najważniejsze że trafiła na dobrych ludzi.
Ze względu na silne i gwałtowne działanie Caninsuliny bezpośrednio po iniekcji zaleca się ograniczenie liczby posiłków do dwóch większych, co u kota jest zupełnie nienaturalnym sposobem zachowania. Koty będące jeszcze na początku insulinoterapii lub te, które mają niewyrównaną cukrzycę, nie są w stanie w ogóle zaspokoić głodu. Tak drastyczne ograniczanie pokarmu byłoby zarówno dla zwierzęcia, jak i jego właściciela potworną męką. Sami znamy takie sytuacje, kiedy już po 2-3 godzinach zwierzę było tak głodne, że nie odstępowało nam od nóg i żebrało o karmę.
Gwoli ścisłości należy jednak dodać, że istnieją pojedyncze przypadki, kiedy lekarzowi weterynarii udaje się na Caninsulinie wyrównać cukrzycę u kota. U większości zwierząt konieczna jest jednak wcześniej czy później zmiana preparatu. Ja osobiście używałam Lantusa a teraz Levemiru.
Dokładnie tak! Niestety bardzo mało jest weterynarzy, którzy potrafią odpowiednio poprowadzić kota z cukrzycą:( Bez ogromnego zaangażowania właściciela, nie da się wyleczyć takiego kota.